Tym razem uparłem się, że przecież w deszczu ludzie też robią zdjęcia ptaków i to całkiem niezłe więc pomimo prognozy pogody daje Mariuszowi znać, że jadę.
Wstaje i co...pada:) Na razie spokojnie, trochę pada ale nie za bardzo więc jedziemy pełni nadziei. Na miejscu już jest gorzej ale zasiadamy na swoich miejscach. Mariusz pod siatką a ja w budzie pływającej. Niestety moja czatownia jest w opłakanym stanie gdyż od ostatniego wypadu nie zabezpieczyłem plandeki i teraz odlatuje przy podmuchach wiatru więc jedną ręką ją trzymam a drugą wyjmuję drut i mocuję ją do ramy konstrukcji.
Prowizorka działa ale....czuję mokro, to łata na kolanie spodniobutów jest naderwana i woda przecieka do środka. Jedynym pocieszeniem jest to, że mam pod spodem spodnie i kalesony więc tak szybko nie nasiąkają wodą ale mimo to klnę jak szewc.
Siedzę, czas leci, deszcz coraz mocniej pada a ptaków jak na lekarstwo. Mariusz pisze, że u niego eldorado więc próbuję wypłynąć na głębszą wodę co sprawia, że w spodniach coraz więcej wody.
Podpływam do brzegu i czekam na nadchodzącego Łęczaka któremu robię masę ujęć ale ze względu na deszcz i fatalne światło co piąte jest w miarę ostre a szumy na zdjęciach ogromne przy tak wysokim ISO :(
Po chwili do Łęczaka podlatuje młoda Mewa śmieszka której również wykonuję kilka ujęć.
Ptaki nagle się płoszą i przez dłuższy czas siedzę bezczynnie.
Przed godziną 7:00 podlatuje do mnie Łęczak ale na krótko, natomiast Mariusz informuje mnie, że jest przemoczony, przemarznięty i rąk nie czuje więc kończymy naszą wyprawę w której zwycięzca jest tylko pogoda.
Wstaje i co...pada:) Na razie spokojnie, trochę pada ale nie za bardzo więc jedziemy pełni nadziei. Na miejscu już jest gorzej ale zasiadamy na swoich miejscach. Mariusz pod siatką a ja w budzie pływającej. Niestety moja czatownia jest w opłakanym stanie gdyż od ostatniego wypadu nie zabezpieczyłem plandeki i teraz odlatuje przy podmuchach wiatru więc jedną ręką ją trzymam a drugą wyjmuję drut i mocuję ją do ramy konstrukcji.
Prowizorka działa ale....czuję mokro, to łata na kolanie spodniobutów jest naderwana i woda przecieka do środka. Jedynym pocieszeniem jest to, że mam pod spodem spodnie i kalesony więc tak szybko nie nasiąkają wodą ale mimo to klnę jak szewc.
Siedzę, czas leci, deszcz coraz mocniej pada a ptaków jak na lekarstwo. Mariusz pisze, że u niego eldorado więc próbuję wypłynąć na głębszą wodę co sprawia, że w spodniach coraz więcej wody.
Podpływam do brzegu i czekam na nadchodzącego Łęczaka któremu robię masę ujęć ale ze względu na deszcz i fatalne światło co piąte jest w miarę ostre a szumy na zdjęciach ogromne przy tak wysokim ISO :(
Ptaki nagle się płoszą i przez dłuższy czas siedzę bezczynnie.
Przed godziną 7:00 podlatuje do mnie Łęczak ale na krótko, natomiast Mariusz informuje mnie, że jest przemoczony, przemarznięty i rąk nie czuje więc kończymy naszą wyprawę w której zwycięzca jest tylko pogoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz