niedziela, 21 sierpnia 2011

Nadzieja...(19-21.08.2011)

Długo wyczekiwany weekend w końcu nadszedł. Piątek popołudniu, kończę pracę i wiem, że z Małopolski jedzie do mnie kolega Ptoq a więc fotograficzny weekend można uznać za otwarty.
Jeszcze tego samego dnia, wieczorem, jedziemy sprawdzić miejsca w których będziemy czatować aby wszystko było dopięte na ostatni guzik.

Jesteśmy na miejscu, ja wbiegam na wzniesienie aby móc zobaczyć prawie wyschnięty zbiornik wodny na którym jest pełno ptaków brodzących i móc sprawdzić w których miejscach najczęściej żerują, gdy w jednej chwili zatrzymuję się i stoję jak wryty, nie mogę uwierzyć własnym oczom! Zbiornik całkowicie zalany, brak ptaków brodzących, moja czatownia gdzieś odpłynęła - jednym słowem tragedia !!! :(
Przez głowę przelatują różne opcje zasiadki ale żadna nie jest dla mnie do zaakceptowania. Decyduję, że trzeba zobaczyć inne zbiorniki i szybko wracamy do samochodu gdyż słońce coraz szybciej zbliża się do krawędzi horyzontu.

Dojeżdżamy, na miejscu grupa samochodów i ludzi ubranych w stroje "moro", stoją rozglądają się. W krzakach zauważamy kolejne postacie co bardzo mnie niepokoi gdyż widzę tu tyle ludzi po raz pierwszy.

Nagle rozlega się huk a po nim kolejne i kolejne. Teraz już wszystko jasne, to myśliwi strzelają do kaczek, ze stawu zrywa się wszelkie ptactwo próbując uniknąć śmiercionośnych kul. Wrzawa, zgiełk i przerażenie widzę w przynajmniej setce brodzących ptaków, które przelatują nade mną.
Zastanawiam się jak Ci myśliwi strzelają do tych kaczek które razem z innymi ptakami uciekają w popłochy. Na kaczki rozpoczął się sezon ale reszta ptaków jest pod ochroną!!! Widzę strzał w grupę ptaków (nie tylko kaczki) i słyszę pisk, to pewnie gęsto lecący śrut dosięgnął jakiegoś ptaka który pod wpływem adrenaliny leci nadal. Czy przeżyje? Czy doleci na jakieś miejsce i tam padnie? Tego nie wiem, ale wiem jedno, że nigdy nie darzyłem sympatią myśliwych i wątpię abym polubił jakiegokolwiek z nich. Nie wiem jak można robić coś takiego? Jedni mówią, że to sport ale chyba dla tyranów i ludzi nie mających serca. Czy zabijanie zwierząt może sprawiać przyjemność? Chyba tylko właśnie takim skurw......

Po pierwszym szoku ruszam w kierunku jednego z myśliwych aby zapytać co się tu dzieje. Podchodzę, i widzę mężczyzna w wieku ok. 50 lat, trzymającego puszkę z piwem w jednej ręce i już lekko mętnym okiem. Na pytanie co tu robią odpowiada, że przyjechali z kolegami postrzelać do kaczek i za 20 minut skończą. Przebywają niby legalnie, są z koła łowieckiego okres ochronny na kaczki się skończył. To jest chyba typowy obraz polskiego, przeciętnego, pierdol... myśliwego? Brak mi pozytywnych słów dla kogoś kto jest myśliwym i robi coś takiego...

Już po zachodzie słońca szukamy naszych palet pozostawionych w sekretnym miejscu jakiś czas temu i unikając latający kul spadamy stamtąd jak najszybciej.

Poranek (sobota)
Kładziemy się na cyplu niestety zbyt wąskim by pomieścił obok siebie dwie palety. Ptoqa zajmuje lepsze miejsce ze względu, że jest gościem a ja w marnej pozycji zasiadam za nim.


Początek jest spokojny, cisza, po jakimś czasie pojawia się dość spore stado ptaków brodzących lecz lądują za nami. Przelatuje jeszcze kilka osobników przymierzając się do cypla przed nami ale ostatecznie nie lądują :(
W międzyczasie mija nas stado Żurawi które wyglądają na zdjęciu jak poranne majaki.

Znowu zaczynają przelatywać brodzące i kilka z nich ląduje na wyspie przed Ptoq-iem, lecz zdecydowanie za daleko na dobre zdjęcie. Wśród lądujących ptaków jest Piskliwiec, Łęczaki, Kwokacz a nawet Batalion i Brodziec Śniady którego kolega widzi po raz pierwszy w swoim życiu.
Ptaki gdzieś znikają i pojawiają się Szpaki które podchodzą dość blisko i umożliwiają zrobienie im w miarę dobrych ujęć.





Po odlocie Szpaków zaskakuje nas Kszyk który ląduje na środku zbiornika i unosi się na kożuchu z rzęsy wodnej.
Odwiedza mnie jeszcze młoda Pliszka siwa i żółta po czym następuje zupełna cisza a my zawiedzenie, że nic do nas blisko nie podleciało postanawiamy się zbierać.



Oczywiście szukamy lepszej pozycji na jutro i po pierwsze w wyższe trawy/trzciny wycofujemy palety po drugie z błota czy co to było "usypujemy" błotną wyspę aby zachęcić je do wylądowania w tym miejscu.
Postanawiam też sprawdzić jeszcze jedno miejsce które ostatnio było zalane. Zbliżam się i jestem w szoku - ptasie eldorado. Wody w zasadzie nie ma - jedna duża kałuża. Ptaków w bród więc podchodzimy szybko analizujemy jak można jutro się tu położyć i z jednej stroni zawiedzeni, że nie było nas tu dzisiaj z drugiej pełni nadziei wracamy do domu.



Niedziela
Delikatna mgiełka nie przeszkadza nam w drodze na miejsce a pięknie świecący księżyc prowadzi nas prosto do celu...co jest kur...pod butem poczułem wodę a jestem jeszcze ze 150 metrów przed miejscem które jeszcze wczoraj było suche. Wiem co to oznacza, zbiornik zalano i całe plany o eldoradzie, super zdjęciach, ujęciach i super gatunkach legło w gruzach o 4 nad ranem. Na usta cisneły się tylko jedne słowa #@$#%$%$#$$!**!!!*&@$@%!@##!) !!!!!!- :(
Jestem załamany, Ptoq pewnie też, choć aż tak bardzo tego nie pokazuje. Jedyne co możemy zrobić to wycofać się i zaatakować z wczorajszej pozycji na innym zbiorniku.

Wchodzę na wczorajszy zbiornik i ledwie robię pierwsze dwa kroki to już wiem, że wody jest więcej!!!! Tu też zalali zbiornik :( Podchodzimy pod palety które leżą w wodzie, poprawiamy naszą sztuczną wysepkę bo ledwie wystaje i kładziemy się z nadzieją, że jednak coś się pojawi. Ale jak to mówią nadzieja matką głupich i w tym przypadku się sprawdza - nic nie przyleciało - totalna klapa.