niedziela, 26 października 2014

Pierwszy przymrozek w terenie


Dojeżdżam na miejsce, jest ciemno, trawa pokryta szronem błyszczy się odbijając światła samochodu. Termometr pokazuje -1 stopni Celsjusza a ja cieszę się, że wziąłem drugi polar gdyż jestem zmarzluchem i na każde zimne poranki staram porządnie się ubrać. Dziś mam dwie pary "kaleson", spodnie i spodniobuty aby dojść w odpowiednie miejsce. Poza tym koszulka, sweter, polar, bluza i drugi polar moro oraz czapka i rękawiczki. 
Ciemno, obładowany sprzętem idę na miejsce, które dzień wcześniej sobie wysiedziałem spędzając tam kilka godzin. Idę i nie mogę znaleźć 40 cm przerwy w trzcinach. Przerwy, która jest ścieżką zwierząt. Nie mam latarki ani wolnej ręki aby wyjąć telefon i choć trochę sobie poświecić. W mroku po kilkukrotnym wejściu twarzą prosto w trzciny w końcu znajduję wejście. Odetchnąwszy z ulgą podążam ścieżką otoczony ponad dwumetrowymi trzcinami, które wyglądają w nocy jak mury, zamykające się nad moją głową. Mijam kolejne rozwidlenia, skrzyżowania zwierzęcych dróg, czuje się jak w labiryncie z którego nie mogę się wydostać, nie mogę znaleźć wczorajszego miejsca. Po kilku próbach rezygnuję i szukam już jakiegokolwiek miejsca gdzie kończą się trzciny a zaczyna się brzeg stawu. Tam szybko się "rozbijam", przykrywam siatką i czekam.

Na stawie gwarno choć jeszcze nic nie widać. Słyszę Żurawie na które tak bardzo czekałem, słyszę Gęsi, Bieliki i uzbrajam się w cierpliwość z nadzieją, żeby tylko te wszystkie ptaki zostały do wschodu słońca.

Przede mną zaczynają krzątać się Gęsi, słyszę je naprawdę blisko i zaczynam widzieć kształty….już nawet autofocus potrafi na nich ustawić ostrość. Tymczasem z drugiego końca stawu słychać huk a następnie gęganie gęsi wzbijających się w powietrze. Automatycznie gęsi przede mną zaczynają gęgać, podnoszą głowy. Czy odlecą, czy jeszcze zostaną dając mi nadzieję? Nie, nie wytrzymały, gęgnęło na raz ok. 50 osobników i już ich nie było….odleciały.

Teraz gdy jest trochę jaśniej zaczynam dostrzegać żurawie w oddali. Widzę je, robię zdjęcia i czekam na lepsze światło i tak w kółko J Ich klangor, podnoszony co chwilę, słychać chyba wszędzie przy takiej ilości osobników (ok. 500 sztuk). Jest to mój ulubiony dźwięk, głos, który sprawia jakąś błogość, szacunek, dostojeństwo tego ptaka, klimat i radość.
W szarościach poranka robię im mnóstwo zdjęć, lądujących, startujących lub po prostu stojących. Co ciekawe wśród nich dostrzegam bociana białego, który jest o połowę mniejszy i widać go na zdjęciu numer 7 od góry. Co on tu robi? Pewnie pomylił stada, jeśli nie odleci to zginie….

Podążając wzdłuż linii horyzontu nagle dostrzegam jakieś dwie głowy pojawiające się i znikające tuż za żurawiami. To biegnąca przez staw łania (samica jelenia) z drugą lub młodym. Chyba ostatnio mam szczęście do ssaków bo co się wybiorę nad staw to za każdym razem spotykam jelenie.
Jelenie  jeleniami, lecz coś przemknęło nad moją głową, próbuje spojrzeć obiektywem w górę lecz nie mogę znaleźć ptaka. Szybkie spojrzenie przez siatkę, lokalizacja Bielika i patrzę już przez obiektyw. Ptak w tym czasie robi zwrot i pikuje przede mną w wodę. Sytuacja dzieję się naprawdę szybko. W ułamkach sekundy Bielik wyrzuca szpony do przodu w wodę, które łapią rybę, po czym odlatuję sprawdzając jeszcze czy na pewno ją ma. Zdjęcie pierwsze w tym poście to właśnie sytuacja gdy Bielik schylił głowę jakby chciał się upewnić czy na pewno ma swoją zdobycz.
Tak bliską sytuacje z Bielikiem zapamiętam chyba do końca życia, gdyż zrobiło na mnie niesamowite wrażenie, wrażenie potęgi, mocy, sprawności i perfekcyjności w wykonanym ataku.

Żurawie w końcu odlatują a ja już bez problemu znajduję drogę do samochodu.
















sobota, 18 października 2014

Jesienny plener PMPM (Paweł, Mateusz, Paweł, Mariusz) w Dolinie Baryczy - cz. 1

Myślałem, że to będzie zwykły weekend i nawet tak się w środku tygodnia zapowiadał, lecz nie przypuszczałem, że przerodzi się to w fotograficzny plener :)

Wiedziałem, że muszę jechać znowu w niesamowitą dolinę jaką jest Dolina Baryczy, ptasi raj, cel wielu fotografów przyrodniczych i miejsce przyrodnicze znane w całej Polsce. Jednocześnie przy takiej okazji nie mogłem nie zadzwonić do Ptoqa (Pawła), aby przyjeżdżał. Do tego jeszcze Mateusz i od dłuższego czasu już nie fotografujący Mariusz. 

Sobotnia noc...samochód i nasz trójka (Mariusz odpadł z powodu pogody) jadąca z Wrocławia do Milicza. W połowie drogi zaczyna padać i nie przestaje a w zasadzie pada coraz bardziej. Na miejscu to samo, lecz pomimo złej pogody siadamy za siatką maskującą. Ptoq ze mną a Mateusz kilka metrów dalej. Jest ciemno, deszcze nie przestaje padać, generalnie wszystko mokre i co najgorsze po siatce maskującej, którą mam zarzuconą na plecy, spływają krople deszczu na mój kark...brrr...momentami nie jest to przyjemne....

W deszczu i mroku rozpoczyna się harmider, ptasi harmider. Zlatują się w pierwszej kolejności czaple białe i siwe a chwile później stada mew. Czaple białe lądują przed samą czatownią i chodzą w odległości kilku metrów. Tak blisko ich jeszcze nie widziałem! Niestety jest zbyt wcześnie i zdjęcia czapli nie wychodzą tak jakbym chciał. Fotografując dostrzegam samotnego jelenia idącego przez środek stawu. Wygląda klimatycznie wśród ptaków, deszczowego, szarego poranka i otaczającego go krajobrazu (zdjęcie poniżej). 
Mija niewiele czasu gdy ponownie na stawie pojawiają się jelenie tym razem jest jeden potężny byk i kilka łań. Łanie idą przodem a byk asekuruje tyły, scena robi na mnie niesamowite wrażenie pomimo tego, że zwierzęta są tak daleko (zdjęcie powyżej).

Deszcz w końcu ustaje a my w szarościach dnia fotografujemy czaple, mewy, przepływające kormorany które z godziny na godzinę odlatują w jakieś inne miejsce płoszone np. przez bielika. Mokrzy, pełni nadziei na jutro wracamy do Wrocławia. Co więcej, nie możemy się doczekać jutra gdyż ma być bezchmurny poranek....












niedziela, 12 października 2014

Dolina Baryczy i Tamron 150-600



Siedzę wygodnie na kanapie wpatrzony w plecak fotograficzny i zastanawiam się czego jeszcze nie spakowałem. Z zamyślenia budzi mnie telefon Mateusza, który pyta czy nie pojechałbym w Dolinę Baryczy, krainy pełnej stawów rybnych i ptaków. Decyzję podejmuje automatycznie pomimo, że planowałem wybrać się w zupełnie inne miejsce.
Podekscytowany jutrzejszym wypadem sprawdzam prognozę pogody, doposażam się w dodatkowy sprzęt, który będzie mi potrzebny nad stawami (czatownia mobilna) i idę spać.

5:30 i jesteśmy na miejscu idąc ścieżką do miejsca, które Mateusz znalazł dzień wcześniej. Na stawie spokój, cisza, delikatnie przez cienkie chmury przebija się księżyc. W mroku rozstawiamy dwie czatownie, statywy z aparatami i czekamy.
Na stawie powoli robi się gwarno i ptaków jakby coraz więcej. Głównie słyszę mewy ale też bardzo blisko czaple. Błądzę wzrokiem w ciemnościach by dostrzec jakąkolwiek sylwetkę ptaka ale bez powodzenia.
W międzyczasie okazuj się, że nie mam rękawiczek moro....gdzieś w trakcie rozkładania się na miejscu zaginęły a teraz w ciemnościach nie mogę ich dostrzec. Po omacku próbuje je znaleźć wokół siebie ale dłońmi natrafiam tylko na błoto.

Przejaśnia się, dostrzegam pierwsze ptaki i robię pierwsze zdjęcia. Zdjęcia takie jak powyżej i poniżej z rozmazanymi czaplami białymi i mewami. To czaple białe mnie najbardziej interesują, intrygują i poświęcam im najwięcej zdjęć próbując zrobić to jedyne. 
Jak każdy Polak muszę trochę ponarzekać w trakcie zdjęć na pogodę. Marzyły mi się mgły, wschodzące słońce a mamy szaro-ciemny świt. Pomimo słabych warunków udaje mi się zrobić ciekawe zdjęcia dzięki mojej "puszce" (body) i nowemu obiektywowi Tamron SP 150-600 F/5-6.3 Di VC USD. Obiektyw w porównaniu z moją starą Sigmą 135-400 jest po prostu rewelacyjny. Dla mnie jest to jak przesiąść się z Nissana Note do Mercedesa A180 (tego nowego) :)

Obserwując okolicę przez szparę w czatowni słyszę trzask migawki aparatu Mateusza. Trzaski są coraz szybsze więc zastanawiam się co on może tak fotografować? Ptaków robi się coraz mniej, w powietrzu też nie widać nic nadzwyczajnego, więc czemu on nie przestaje robić zdjęć? 
Odpowiedź na to pytanie przychodzi po chwili, gdy przesuwając obiektyw od jednego brzegu na drugi dostrzegam po środku pięknego Byka z pięcioma łaniami. Podekscytowany wykonuje zaledwie 4 zdjęcia gdy jeleń odwraca się i chowa w trzcinach a z nim jego łanie.

"Walczę" jeszcze z Bielikami, których jest aż 9 osobników (niestety są zbyt daleko) oraz mewami, które w największym gwarze szukają ławic małych rybek i rzucają się na nie wszystkie naraz.
Po wyjściu z czatowni zwiedzamy jeszcze kilka pobliskich stawów i wracamy do Wrocławia.