niedziela, 20 października 2013

ZPFP okręg dolnośląski - Jesienny Plener Fotograficzny w Dolinie Baryczy (18-20.10.2013)


Nadszedł dzień na który długo czekałem, piątkowe popołudnie w którym to wyjeżdżam na jesienny plener fotograficzny w Dolinie Baryczy, organizowany przez Związek Polskich Fotografów Przyrody okręg dolnośląski.

Na miejsce spotkania dojeżdżamy (Damian i ja) około godziny 20. Miejsce jakże ciekawe, Zamek Myśliwski w Gądkowicach, położony w głębi lasu gdzie nie ma internetu w telefonie a nawet zwykłego zasięgu. Na miejscu spotykamy pozostałe osoby z którymi integruje się w Polski typowy sposób:)
Około godziny 23 przyjeżdża mój znajomy Łukasz z Piotrem i wpada na pomysł aby przede wszystkim przygotować się na zdjęcia ptaków. Ale jak tu się przygotować nie znając terenu? Najlepiej zrobić rozpoznanie terenu i właśnie to robimy. Łukasz z Piotrem wyciągają Damiana i mnie i idziemy zimną nocą po okolicznych lasach i stawach szukając ciekawego miejsca na ptaki z możliwością zbudowania czatowni.
Sprzymierzeńcem w tej wędrówce jest piękny księżyc w pełni, który pełni dla nas funkcje latarki oświetlając nam drogę w lesie i nad stawami nad które nadciąga powoli mgła.
Na miejsce noclegu wracamy po pierwszej w nocy i umawiamy się na pobudkę na 5:30. Damian i ja idziemy nad spuszczony staw natomiast Łukasz z Piotrem idą nad inny napełniony wodą.

Po czterech godzinach snu czuję się nawet wyspany. Ubieram większość rzeczy jakie ze sobą zabrałem i od razu żałuję, że tak słabo się przygotowałem na ten wyjazd. Z jednej strony myślałem, że będzie to wyjazd bardziej w kierunku fotografii krajobrazowej, zdjęcia o wschodzie i zachodzie słońca, poranne mgły, jakieś klimatyczne zdjęcia, z drugiej, że przecież będę w ruchu więc bardzo ciepłych ubrań nie potrzebuję. Jak bardzo się myliłem zaczynałem się dopiero przekonywać. Wychodząc ok 6 rano mamy na termometrze 1 stopień, brrr, zimno ale szybki marsz rozgrzewa mnie. Jeszcze tylko kładka nad strumykiem i jesteśmy na miejscu gdzie rozciągamy siatkę maskująca, ustawiamy sprzęt na statywach i czekamy widząc przed sobą tylko mgłę.
Czekamy i czekamy a w oddali wraz z nadchodzącym wschodem słońca robi się coraz gwarniej. Słychać gęganie gęsi, kwakanie kaczek, klargon żurawi i donośne nawoływanie bielika. W pobliżu nas cisza, ewentualnie te wszystkie głosy słychać gdzieś nad nami, lecz przez mgłę nic nie widać. Po jakimś czasie naszym jak się okazuje jedynym towarzyszem staje się zimorodek, który przelatuje w pobliżu nas i siada na ściętych trzcinach.

Z nadzieją na bliską fotografię zimorodka lub coś cokolwiek innego czekamy do godziny dziewiątej po czym przemarznięci wracamy do "leśniczówki" na śniadanie i gorącą herbatę. Prawdziwe uczucie zimna czuje w drodze powrotnej gdy z zimna nie mogę powstrzymać szczęki przed zgrzytaniem o zęby :)


Pierwsze co robię po powrocie do pokoju to ściągam spodniobuty i w całej garderobie taką jaką miałem od piątej trzydzieści rano schodzę na śniadanie i proszę Panie o naprawdę ciepłą herbatę oraz śniadanie, które wsuwam w niesamowitym tempie i proszę o kolejną herbatę.
Po śniadaniu, które trwało ok 30 minut przebieram się w mniej "gruby" strój i jedziemy w czwórkę na poszukiwanie lepszych miejsc na zdjęcia ptaków.
Jedziemy na dwa samochody, jeden typowo terenowy i jeden mój, "rodzinny", którego szybko porzucamy i przesiadamy się do samochodu Łukasza gdyż przez takie leśne bezdroża może przejechać tylko on.

Jeżdżąc od stawu do stawu w końcu znajdujemy ciekawe miejsce w którym stoi kilkadziesiąt czapli biały. Parkujemy w środku lasu gdzie droga już się skończyła, bierzemy co się da i idziemy obładowani statywami, plecakami, krzesełkami, siatkami maskującymi itp.
Ptaki oczywiście zrywają się gdy my zbliżamy się do nich ale my nie martwimy się tym tylko bierzmy się do pracy. Wybieramy miejsce na którym stawiamy czatownię na 4 osoby z tym, że do środka wchodzą tylko trzy ponieważ Piotr po drodze znajduję norę lisa i postanawia się na niego zaczaić.

Mijają minuty a pod naszą kryjówkę zaczynają zlatywać się czaple białe. My co prawda na początku nie wykonujemy żadnych ruchów ani nie robimy zdjęć bo czekamy aż się przyzwyczają do naszej obecności.
W tym momencie orientuje się, że niestety nie mam możliwości robienia zdjęć bo siedzę na rogu czatowni za słupkiem podtrzymującym konstrukcję, który blokuje mój obiektyw.
Czapli zlatuje się coraz więcej ale na wprost moich kolegów, po mojej stronie pustka.
Słyszę coraz szybsze trzaski migawek Łukasza i Damiana, słyszę wrzaski przeganiających się czapli i w końcu widzę jak pierwsze osobniki lądują po mojej stronie i w ruch idzie nareszcie mój sprzęt.

Poniżej kilka efektów mojej pracy.







W pewnym momencie kątem oka widzę szybko przelatującego brązowego ptaka, który wprost spada na jedna z czapli, która próbuje w z przerażenia wystartować. Jastrząb jej na to nie pozwala a przynajmniej nie od razu i sprowadza czaple do parteru. Czapla jednak podnosi się i odlatuje a jastrząb przez chwilę nadal za nią leci. Chwilę później robi drugi atak ale nie tak intensywny i równie bezskuteczny. Po tym daje sobie spokój.
Niestety wszystko to co napisałem wydarzyło się w ułamkach sekund i to chyba cud, że mój sprzęt zdążył złapać ostrość i mogę zaprezentować poniższe zdjęcia dokumentujące to wydarzenie.







Po wydarzeniu z Jastrzębiem na moją stronę przychodzi więcej ptaków a wiadomo gdzie ptaków dużo tam na pewno dojdzie do kłótni lub bitwy. Poniżej kilka ujęć z kłótni i waśni między ptakami, czaplami białymi i jedną czaplą siwą.















W pewnym momencie wszystkie ptaki płoszą się i odlatują, co było powodem spłoszenie, niestety się nie dowiemy ale prawdopodobnie spłoszył je bielik. Okazuje się to dobrą chwilą na rozprostowanie kości i wychodzimy z czatowni. Wymieniamy się spostrzeżeniami, rozmawiamy, zjadam chyba pierwszy posiłek po śniadaniu w postaci batonika i zabieramy się za poszerzanie czatowni bo ledwie mieściliśmy się w trójkę a teraz będziemy w czwórkę, ponieważ do Piotra nie przyszedł lis, więc postanawiamy wszyscy poczatować jaszcza o zachodzie słońca.

Zasiadamy ponownie i czekamy na czaple....czekamy, czekamy, słońce coraz niżej i w końcu odpuszczamy po godzinie 18 aby zdążyć na kolację, która była przewidziana na 19, a na niej zjadamy pyszności w postaci dzika i daniela.

Przy kolacji spotykamy też resztę osób z pleneru, rozmawiamy, wymieniamy się spostrzeżeniami na temat sprzętu, przeglądamy dzisiejsze zdjęcia, odpoczywamy po trudach tego dnia i umawiamy się na jutro, na piątą rano.

Tym razem ubieram wszystko co mam na siebie. Pięć par skarpetek, kilka koszulek, bluzy, polar itd.. tylko, że tym razem poranek jest ciepły a niebo całkowicie zachmurzone. Przemierzając samochodem przez las docieramy na miejsce i idąc w ciemnościach najciszej jak potrafimy dochodzimy do naszej czatowni.
Przed nią śpią ptaki i to nie tylko czaple białe ale też stado gęsi, które gęgają co chwilę.
Czekamy z niecierpliwością na wschód słońca lecz nim nadchodzi ptaki się zrywają i odlatują a my czekamy z nadzieja, że może coś jeszcze przyleci, coś się wydarzy. 
Niestety nic takiego się nie dzieję więc my zbieramy się i wracamy na śniadanie, a po żegnamy się i zbieramy do drogi. Tak oto Jesienny Plener Fotograficzny w Dolinie Baryczy dobiega końca.