niedziela, 19 maja 2013

Lasy Radłowskie (19.05.2013)



Niedziela 4:00, ja w Małopolsce u rodziców, budzę się by zdążyć na umówione spotkanie ze starym kumplem Ptoq-iem. Spotkanie, a raczej mały wypad do Lasów Radłowskich, które znam od pierwszej klasy liceum i które są dla mnie jak narkotyk. Są mi potrzebne abym mógł funkcjonować, bym mógł naładować swoje baterie…są moim natchnieniem. Z nimi wiążą się niezliczone historie, rozwój moich pasji, dążenie do osiągania doskonałości.
Z jednej strony niesamowicie mnie pobudzają do życia z drugiej koją moje nerwy, wyciszają, uspokajają wprowadzając równowagę

Wracając do tematu, jestem na miejscu bez odpowiedniego stroju, bez mojego teleobiektywu, który uległ awarii podczas pobytu w Egipcie…jestem jedynie z moim D80 i „kitowym” obiektywem.
Nie przejmuję się tym gdyż ustaliliśmy z kolegą telefonicznie, że jedziemy na poranek do lasów by pospacerować po naszych starych szlakach…
 
Idziemy rozmawiając o codziennych sprawach, zdarzeniach czy przygodach gdyż już od dłuższego czasu nie widzieliśmy się i nie mieliśmy możliwości porozmawiać. Zaledwie dochodzimy do pierwszego stawu gdy na jego grobli Ptoq dostrzega Łosia, okazuje się, że są dwaJ Podekscytowani wyjmujemy aparaty….tylko, że ja nie mam co wyciągać…z takim obiektywem mogę sobie……
 
Obserwujemy je i stopniowo bez pośpiechu podchodzimy do nich, gdy one zupełnie nieświadome brodzą przy brzegu w stawie. Brodzą, lecz w przeciwnym kierunku niż my, oddalając się co zmusza naz do szybszego podchodu. Jeden znika w gęstwinie lasu, a drugi nadal brodzi…dostrzegamy go dzięki wystającym ponad trzciny uszom, jak dla mnie przekomicznie to wygląda a raczej wyglądają uszy ŁosiaJ.
W końcu Łoś chyba nas wyczuł, bo wszedł na groblę, popatrzył w naszym kierunku – my znieruchomieliśmy – i pognał w przeciwnym kierunku spokojnym kłusem. Zawróciliśmy aby go nie niepokoić.
 
 
Zdjęcie zamieszczone poniżej zostało zrobione przez Ptoq-a i dzięki jego życzliwości mogę je pokazać.


Podczas dalszej wędrówki toczymy rozmowy na przeróżne tematy, gdy nad nami przelatuje para Błotniaków stawowych i kaczki. Nad stawem unosi się poranna mgła, a słońce choć jeszcze niezbyt wysoko świeci już zbyt mocno na klimatyczne zdjęcia. Oczywiście nie jest to istotne, ponieważ idziemy by cieszyć się otaczającą nasz przyrodą, widokami, czerpać z nich energię….ewentualne zdjęcia są dodatkową nagrodą, bonusem.
 
Nie spotykamy już na swojej drodze żadnych „rarytasów” ale wracam z tego wypadu pozytywnie nastawiony i szczęśliwy.
 
Poniżej kilka efektów pracy z aparatem tego dnia.











sobota, 18 maja 2013

Z innej beczki -> Egipt (03-17.05.2013)

 
Zaplanowany urlop, dwutygodniowy, rodzinny....wybór padł na Egipt...gdyż z jednej strony chciałem spróbować ponurkować a z drugiej nie mogłem tam pojechać nie zabierając mojej Sigmy 135-400. Nadzieja, że trafią się jakieś ptaki była silniejsza od zdrowego rozsądku…a może na odwrót :-)
 
Lądujemy w hotelu na obrzeżach Hurghady w porze obiadowej, po której robimy mały rekonesans okolicy, kończący nasz pierwszy dzień pobytu w tym kraju. Nie będę tu pisał o wrażeniach, o tym czy ten kraj przypadł mi do gustu, itp. Napiszę wyłącznie o ptasich wrażeniach...
 
Pierwszy poranek zaskoczył mnie i dał nadzieję na kilka udanych ujęć. Wstaję, wychodzę na balkon by zobaczyć Morze Czerwone a tu w ogrodzie hotelowym, wśród palm, zieleni poluje pustułka. Piękny, mały ptak drapieżny z rodziny falco. Poluje najprawdopodobniej na owady na pobliskim trawniku i co ciekawe nie interesuje się turystami przechodzącymi nawet w odległości 5 metrów od niej.
Obserwuję ją przez około 10 minut, po których ptak odlatuje poza hotel i już nie wraca. Postanawiam się zaczaić na pustułkę jutro z samego rana.
Po południu siedzę i monitoruję plaże z nadzieją, że może zobaczę ptaki brodzące itp., ale poza mewami i rybitwami, których zresztą nie potrafię oznaczyć nic interesującego nie widzę.
 
Po dwóch dniach obserwacji otoczenia, wstawania o 5 rano i spacerowaniu po plaży w poszukiwaniu ptaków, kolejnego popołudnia idę na niewielki cypelek gdzie gromadzą się mewy. Zbliżam się do nich bardzo powoli, spokojnie najpierw na stojąco, później schodzę do pozycji kucającej, aż ostatnie ok 30 metrów pokonuje czołgając się po piasku.
Leżąc przed grupą może 3 ptaków  i wykonując zdjęcia mam wrażenie, że plaża się „rusza”. Podnoszę głowę, sprawdzam: jest plaża, fale morza, 2 ptaki – chyba mam przywidzenia…
Po kolejnej chwili leżenia ponownie mam wrażenia, że plaża się „rusza”, że żyje i mam rację. To sprawa krabów! Dopiero teraz zauważam, że wokoło mnie jest ich pełno, ale w momencie najmniejszego ruchu zastygają w bezruchu i zlewają się z otoczeniem. Obserwuję je, ich śmieszne zachowanie i robię na pamiątkę kilka zdjęć.
 
Tego dnia słońce zachodzi, a ja wracam do hotelowego pokoju.
 
W kolejnych 2 dniach wybieram się codziennie o 5 rano na plażę, na wspomniany wcześniej cypelek. Leżę tam czekając na ptaki, czekając, że może przyleci coś innego, ciekawszego, brodzącego, może mała czapla, którą widziałem dzień wcześniej przelatującą nad hotelem. Niestety  nic takiego się nie pojawia, za to mogę poobserwować mewy białookie, rybitwy bengalskie i mewy przydymione.
 
 












 
Pewnego dnia, w połowie 14 dniowego pobytu wracam popołudniem z wycieczki morskiej i wchodzę na teren ogrodu hotelowego i momentalnie staję jak wryty. Na trawie „pasą się” czaple złotawe.
 
Niewiele myśląc biegnę do pokoju, zakładam Sigmę 135-400 i zbiegam do ogrodu, do Czapli. Początkowo są nieufne w szczególności do osób, które zatrzymują się aby im się przyglądać. W przypadku turystów tylko przechodzących nawet nie zwracają na nich uwagi.
Nie poddając się cierpliwie czekam (wśród gapiących się na mnie turystów – chyba byłem dla nich ciekawszym tematem niż same czaple) na odpowiedni moment aby wykonać kilka zdjęć, który przychodzi chwilę później.
Robiąc zdjęcia zauważam, że pogoda się zmienia i od gór, od Pustyni Arabskiej idzie burza piaskowa, co więcej poczułem krople deszczu (w Egipcie deszcz!)!!!
 
Sytuacja cały czas się zmienia, z jednej strony czaple, z drugiej gwałtownie zmieniająca się pogoda a teraz jeszcze pustułka, która nie pokazywała się przy hotelu przez ostatnie dni, teraz poluje między czaplamiJ
Nie poddałbym się w próbach stworzenia ciekawych i w miarę naturalnych ujęć ptaków w ogrodzie hotelowym bez urbanistycznych elementów w tle, lecz uczucie padających ziarenek piasku na skórze zaczyna mnie martwić.
Postanawiam zakończyć zdjęcia i zsuwam mój zoom z ogniskowej 400 do 135mm. Podczas „chowania” się obiektywu czuje delikatny zgrzyt, zamieram, wiem, że nie wróży to nic dobrego. Po głowie przelatują tysiące pytających i niepokojących myśli. Ciśnienie we mnie rośnie….dla sprawdzenia czy wszystko „ok” chce wysunąć zoom a on ani drgnie. Próbuje jeszcze raz, nic, kolejny raz nic….w głowie mam jeden wielki mętlik, ale próbuję w tej kryzysowej sytuacji myśleć racjonalnie. Zabieram sprzęt do pokoju i tam na spokojnie zaczynam go oglądać, wysunąć….NIC!! ANI DRGNIE!!!
 
Jestem zrozpaczony, ale zaczynam sobie mówić, nie przejmuj się, to nie tragedia, wrócę do Polski i oddam obiektyw do serwisu – i tak sobie wmawiam a dzień się kończy….
 
Myślałem, że po tym incydencie będzie z górki…ale nie, przyroda nie jest dla mnie łaskawa albo inaczej, włącza się standardowa złośliwość wszystkiego co mnie otacza….
Do końca wypoczynku ptaki atakują mnie ze zdwojoną siłą, mnie bezbronnego, bo bez obiektywu, którym mógłbym im zrobić zdjęcie.
 
Teraz co dnia czaple są w ogrodzie hotelowym i to w zastraszających ilościach, nawet po 20 sztuk i pasą się jak polskie krowy na łąceJ. Co drugi dzień przylatuje pustułka i poluje między nimi a co najgorsze to pojawiają się żołny i to w stadach po 5, 10, 15 a nawet 25 sztuk. Jednego dnia udaje mi się podejść do jednej z nich, jest w odległości 5 m ode mnie a ja…bez sprzętu.
 
Na dobicie mnie, któregoś dnia ląduje czajka szponiasta i jak na złość nie chce odlecieć….
 
 
Tak kończą się moje przygody w Egipcie, moje przygody z ptakami i sprzętem…..zostają mi wspomnienia, niezrealizowane kadry i jeszcze serwis SigmyJ