niedziela, 30 grudnia 2012

Przygotowania do sezonu (29-30.12.2012)

Początek sezonu zimowego…jak dla fotografa przygotowania bardzo późne lecz z drugiej strony lepiej teraz niż gdybym miał całkowicie zaprzepaścić sezon.

Ciepło ubrany o poranku jestem na miejscu, słońce pięknie świeci a ja pełen zapału patrzę na czatownie i łąkę/trzcinowisko wokół niej.
Sytuacja nie jest najlepsza, wokół czatowni i na niej brak zupełny maskowania, czarna folia którą jest przykryta poobdzierana z każdej strony, dach z jednej strony zawala się i przecieka. W środku jest jeszcze gorzej, śmieci z poprzedniego sezonu po mnie i moich kolegach (było ich tyle, że wypełniłem nimi 4 worki na śmieci 65 litrowe), podłoga zgniła od wilgoci, przeciekający dach, materiałowe zamknięcie czatowni całkowicie zniszczone, pęknięta deska podtrzymująca dach która powoduje, że dach się zawala. Poza tym łąka/trzcinowisko przed czatownią – całkowicie zarośnięte.
Pisząc teraz tego posta żałuję, że nie zrobiłem zdjęć przed przystąpieniem do prac a jedynie poniższe zdjęcia, które przedstawiają podsumowanie prac z pierwszego i drugiego dnia prac.

Zacząłem od koszenia, uzbrojony w jedynie 40cm sierp zabieram się za koszenie trzcin, trawy i innych badyli. Ku mojemu zaskoczeniu praca posuwa się do przodu i to w miarę szybkim tempie. Po skoszeniu 1/5 „placu” robię sobie przerwę od monotonnego koszenia i zaczynam naprawiać czatownie. Czyszczę dach a w miejscu przecieku i załamaniu dachu kładę kawałek dodatkowej folii. Następnie przykrywam dach skoszonymi trzcinami i trawą a na nie układam ciężkie gałęzie aby wiatr nie zwiał maskowania.

Teraz krótka przerwa na herbatę i zabieram się ponownie do koszenia, i tu moje zaskoczenie…kolejny kawałek łąki który koszę ma mało trzcin za to wiele niskich badyli i wysokiej trawy co powoduję, że koszenie jest bardzo czasochłonne a to z kolei powoduje, że po mojej głowie zaczynają krążyć myśli, że będę tak kosił przez następne dwa tygodnie. Po jakimś czasie robię kolejną przerwę od koszenia i zabieram się za środek czatowni. Wyrzucam z niej wszystko i układam od nowa. Starą podłogę zastępuje nowa z grubej sklejki, śmieci trafiają do wspomnianych worków, rękawy na obiektywy przytwierdzam, wejście do czatowni zasłaniam kocem itp. Na koniec pierwszego dnia koszę jeszcze kolejny kawałek łąki i częściowo maskuję czatownie po czym wracam do domu.



Nazajutrz od samego świtu jestem już na miejscu i znowu kosze łąkę z równym zapałem jak dzień wcześniej choć dziś czuje każdy mięsień po wczorajszym dniu. Zadziwiające jest, że pomimo zmęczenia, bólu praca idzie mi bardzo sprawnie. Następnie do końca maskuję czatownie, w czatowni montuję dechę która podtrzymuję dach aby się nie zawalił a na łące wstawiam trzeci „patyk” dla drapieżników.

Zmęczony lecz piekielnie zadowolony z efektu swojej pracy i dumny z wykoszenia łąki mając tylko do dyspozycji mały sierp siadam na łące i piję spokojnie herbatę przyglądając się efektom swojej pracy.

Teraz tylko czekać na mróz i śnieg.