sobota, 29 stycznia 2011

Rędzin 29.01.2011



Niestety ten wypad się nie udał:( Jedyne zdjęcie obok:)

Rędzin 23.01.2011


Zastanawiam się od jakiego momentu rozpocząć opis tej wyprawy?
W dzień wyprawy?, w dzień poprzedzający? czy może jeszcze wcześniej?... Wydarzenia sprzed dwóch dni spowodowały, że doszło do tej wyprawy a więc opowiem od początku.

Był piątek 21.01.2011 gdy wracałem z pracy do domu. Standardowo otwieram drzwi a tam ciemno co trochę mnie zdziwiło lecz jeszcze bardziej zdziwiła mnie jakaś postać chowająca się w dużym pokoju!!!
Nagle zapala się światło i przede mną stoi moja żona, Ptoq i Mariusz niosąc tort urodzinowy w kształcie Nikona D7000:).
Zaskoczenie było ogromne!!!!! Po prostu nie mogłem w to wszystko uwierzyć przez następne 2 dni i nadal gdy przypomnę sobie tą sytuację to morda mi się uśmiecha:)
Moją czujność uśpiła żona organizując oficjalną imprezę dopiero na niedzielę, natomiast dziś zorganizowała specjalny wieczór zapraszając moich znajomych, mających takiego samego bzika na punkcie fotografii przyrodniczej.
Ptoq to mój wieloletni kumpel z Małopolski (tu można o nim przeczytać więcej:)) a Mariusz to kumpel z Wrocławia z którym najczęściej wyjeżdżam w teren i tym samym jego imię powtarza się prawie w każdej opisanej wyprawie:)

I tym spotkaniem zrodził się pomysł wypadu na ptaki tym bardzie, że przyjechał Ptoq który zawsze chciał zobaczyć z bliska ptaki drapieżne a móc je jeszcze fotografować to już odlot!
Postanowione, jedziemy jutro na rekonesans - zaczęło się, alkohol....wróć, miało być o fotografii:)


Sobota...jesteśmy na miejscu, pogoda piękna, słońce, ciepło, aż tak ciepło, że w czatowni niestety pełno wody:( Przed czatownią również spokojnie, jakichkolwiek ptaków brak:(
Mimo to zarzucamy przynętę i robimy mały rekonesans obchodząc część Rędzina. Na jednym z większych pól spotykamy 4 myszołowy z których jeden odlatuje i siada na drzewie na przeciwko naszej czatowni. Tym samym mamy nadzieję na udany jutrzejszy dzień - przelatując musiał zauważyć mięso!!!

Wracamy do domu a wieczorem zaczyna się, alkohol....wróć znowu odbiegam od głównego tematu:)

Niedziela, 5:30 ostatkiem sił wstajemy i jedziemy do czatowni. Z uwagi, że Ptoq jest moim gościem oddaje mu moje wodery a sam w zwykłych butach mam zamiar jakość przeżyć w zalanej czatowni)
Na miejscu zauważamy, że mięso jest podziobane, a więc ptaki musiały wczoraj tu być co podnosi mnie na duchu w ten "ciężki" poranek i nastawia optymistycznie do dzisiejszej zasiadki.
Dochodzi 7:00 gdy sprzęt i my jesteśmy gotowi do akcji ale z uwagi na wczesną jeszcze porę rozpoczyna się czas drzemki.
W pewnej chwili słyszymy jakiś hałas, stuki gdzieś z boku lub góry czatowni lecz na zewnątrz nadal nic nie widać....czekamy.


7:15 zerkam na zewnątrz a na patyku siedzi myszołów:) Szybko informuje o tym Ptoqa oraz mówię mu aby nie wykonywał żadnych ruchów obiektywem ani jakichkolwiek zdjęć dopóki ptak nie zacznie w spokoju żerować. Myszołów zlatuje do mięsa, rozgląda się i zaczyna jeść co chwilę rozglądając się.
Ptak się uspokaja a my robimy pierwsze zdjęcia w kiepskim świetle. Niestety ledwie zaczęliśmy robić zdjęcia a ptaka coś niepokoi, wzbija się w powietrze i laduje na dachu czatowni. Jego lądowanie powoduje hałas który słyszeliśmy zaraz po 7 rano:) Mija może minuta gdy odlatuje na pobliskie drzewo.


Czekamy, czekamy, czekamy a ptak jakby chcąc nas sprawdzić siedzi na drzewie i chyba nie ma zamiaru wracać:( Mija prawie godzina i marze tylko by sobie poleciał i przestał mnie drażnić! Ale on nie...zlatuje z drzewa wprost do nas i pozwala się fotografować przez prawie godzinę:) Z czatowni dochodzą jedynie trzaski naszych migawek:)

Czas mija...znowu popadamy w drzemki lecz co chwilę zerkamy czy nic nie pojawia się przed czatownią. Ptoq narzeka na zimno, ja zaprawiony w boju staram się o tym nie myśleć gdyż myślenie o zimnie tylko je potęguje.


30 minut po pierwszym myszołowie zwyczajnym ląduje kolejny. Jest jasno ubarwiony, piękny, bardziej dostojny i nieco większy niż poprzednik. Powoli podchodzi do mięsa, jest o wiele ostrożniejszy niż poprzednik. Po 5 minutach zupełnie się uspokaja i ponownie możemy robić zdjęcia przez blisko godzinę a on pozuje nieświadomie w kilku pozycjach:)


Szczęśliwi i zadowolenie z wypadu wracamy w południe do domu gdzie okazuje się, że drugi ptak nie był myszołowem zwyczajnym a myszołowem włochatym który jest rzadki i występuje w Polsce jedynie w okresie zimy.

A wieczorem zaczyna się.... :)


czwartek, 6 stycznia 2011

Rędzin 06.01.2011



6:00 zgarniam Mateusza i jedziemy razem po raz drugi do zimowej czatowni. Dojeżdżamy, szybkim krokiem dochodzimy do czatowni gdzie rozkładamy mięso.
Oczywiście rozkładamy sprzęt i szybko zasiadamy w naszych fotelach gdzie rozpoczynamy poranną drzemkę. Przed zaśnięciem zerkam na zegarek: 7:01.

Wchodzę na pierwszą fazę snu gdy słyszę jakiś delikatny szelest który zaraz cichnie. Od niechcenia otwieram oko i zerkam przez siatkę maskującą a tu myszołów człapie jak niezdarna kura w kierunku mięsa. Szybko trącam Mateusza, że już coś jest:)

Przypatrujemy się nie wykonując żadnych ruchów aby na wszelki wypadek nie spłoszyć ptaka. Zbliżam się powoli do aparatu i próbuje zrobić zdjęcie. Niestety wymagany czas naświetlania to jedna sekunda więc "spokojnie" czekamy na lepsze światło.
Natomiast nasz gość spokojnie je, je i je. Mięso leżące w dołku wyciągnął, złapał się go kurczowo i mocno szarpał wydzierając coraz to większe kawałki.

Nagle słyszę dziwny dźwięk i Mateusz mówi, że leci kolejny w naszą stronę.
Zaledwie to powiedział a już drugi Myszołów majestatycznie ląduje koło pierwszego i momentalnie go przegania. Słabszy osobnik spokojnie czeka na swoją kolej a silniejszy posila się w milczeniu.


Nie wiem jak długo trwał ten spokój ale już widzę zaniepokojenie wśród myszołowów. Patrzę, a po lewej stronie na gałęzi siedzi trzeci osobnik. Szybko kieruje w jego stronę aparat, wykonuję 2 zdjęcia a jego już nie ma - zleciał atakując najsilniejszego.
Niestety został przepędzony i jako drugi czeka na swoją kolej.


Myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy gdy nagle na wprost nas leci kolejny (czwarty) myszołów i po ostrym wejściu to on zostaje królem:)


Ptaki posilają się co chwilę się zaczepiając po czym nie wiedzieć czemu odlatują, tak jakby je coś przestraszyło. Czekamy na nie cierpliwie lecz tego dnia już się nie pojawiają :(