wtorek, 17 maja 2011

Byle do przodu (15-16.05.2011)


Niedziela a ja przemoczony wracam już przed 6 rano do domu - jedyne co pamiętam to deszcz, deszcze i mocniejszy deszcz :) Próbowałem być twardzielem ale nie dałem rady, pogoda zwyciężyła a ja przemoczony poddałem się ale tylko do następnego dnia...

Rano zaatakowałem leżąc już o 4 w ukryciu. Początek bardzo spokojny, drzemie, rozmyślam co dziś może się trafić a czas płynie...5:39 wykonuje dopiero pierwsze zdjęcie to przepływająca nieopodal
Łyska.Przemyka tylko koło mnie i znika po mojej lewej stronie. W międzyczasie odwiedza mnie pliszka żółta ale znowu tylko na krótką chwilę.


Leżę z utęsknieniem czekając na Łęczaki lub inne brodzące ale niestety ich nie ma :(. Do tej pory zawsze całe ich stada przemieszczały się po zbiorniku a dziś nie widziałem ani jednego osobnika, żadnego brodzącego lub choćby ich odgłosów świadczących, że są gdzieś w pobliżu.


Czas mija a ja coraz bardziej jestem przekonany, że to stracony wypad gdy nagle słyszę "ten dźwięk"....Krwawodziób...tylko gdzie...słyszę go gdzieś po lewej stronie...słyszę coraz bliżej i nagle! ląduje dokładnie przede mną!!! Wprost niewiarygodne zdarzenie! Niby tak oczekiwany a jednak zupełnie mnie zaskoczył.
Stoi i krzyczy, że przyleciał lecz kątem oka mnie obserwuje. Strzał migawki niepokoi go i chowa się za kępę trzcin uniemożliwiając mi wykonanie zdjęcia.
Mija chwila a on zaciekawiony wychyla głowę za trzcin i znowu mnie obserwuje.
Nagle przelatuje coś przed obiektywem - to drugi Krwawodziób wylądował przed mną i jak poprzedni schował się za trzciny.
Szybka kąpiel, wydanie głosu i już ich nie ma :(

Spotkanie bardzo krótkie ale adrenalina maksymalnie podskoczyła i podniesiony na duchu czekam na kolejne wydarzenia.

Czekam 15min...30min...45min i kompletnie nic się nie dzieje. Co to za ciężki sezon fotograficzny...

Godzina...patrzę na zegarek i ustalam godzinę "zero" - godzinę kiedy mam zamiar się zbierać i wracać do domu.

Czekam do 8:00 i jadę.


7:52 nad rozlewiskiem przelatuje Błotniak stawowy i zupełnie mnie zaskakując siada na drzewie naprzeciwko!


Mam go na celowniku i jestem w każdej chwili przygotowany na zrobienie zdjęcia...mija 5 minut i podrywa się do lotu a mój zbyt wooooolny aparat ledwo daje sobie radę z tą sytuacją.
Ponownie ląduje na wierzchołku tego samego drzewa...znowu palec nerwowo czeka na spuście a minuty mijają.



W końcu zrywa się do lotu, ponownie robi jedno okrążenie i patrząc na coś w dole wpada w trzciny na przeciwległym brzegu. Patrzę jak drepcze sobie między trzcinami i zastanawiam się co on do cholery kombinuje...przecież w tak gęstych trzcinach nie jest w stanie polować...może chce się napić wody? Czekam...

Ponownie wzbija się w powietrze i wpada w jeszcze gęstsze trzciny nad samym brzegiem i czeka. Teraz dopiero widzę na kogo on czeka.


Z prawej strony nadpływa Łyska i płynie przy samym brzegu. Wydaje się, że albo nie jest świadoma tego co robi albo nie wiem co...!
Jest coraz bliżej, mija Błotniaka i w odelgłości 3,4m spokojnie sobie żeruje a Błotniak ją obserwuje.
Może ta Łyska zakłada, że przyjaciół trzeba mieć blisko siebie a wrogów jeszcze bliżej :)



W końcu Błotniak atakuje upatrzoną Łyskę a ja podekscytowany próbuję zrobić kilka zdjęć upamiętniających tą chwilę...niestety atak okazuje się nieudany. Łyska ucieka w jedną a zniechęcony Błotniak w drugą opuszczając rozlewisko nad którym leżę.


Błotniak nie zdążył jeszcze na dobre odlecieć gdy przede mną stanął Łęczak - 1 osobnik. Powinien raczej nazywać się samotnik:)




On okazał się osobnikiem kończącym ten wypad. Spacerował sobie przez jakąś chwilę przed moim obiektywem po czym znikł z pola mojego widzenia.


Wracając do mojej ustalonej godziny 8:00 -> przesunęła się na 9:00 :)

niedziela, 8 maja 2011

Początki są trudne :) (07-08.05.2011)

Nakręcony poprzednim wypadem który zapowiadał ptasie eldorado zadzwoniłem po kumpla Ptoq-a i wybraliśmy się z piątku na sobotę (3:45 pobudka) na z góry upatrzone pozycje w terenie.

4:00 wyjeżdzamy, bezchmurne, gwieździste niebo zapowiada super pogodę. Na miejscu unosi się nutka mgiełki tworząc niewyobrażalny klimat.
Zasiadamy na naszych paletach, przykrywamy się kołderką z siatki maskującej i czekamy...


Pierwsze ptaki (Łęczaki) pojawiają się już po 5:00 lecz gęsta mgła nie pozwala na wykonanie choćby przyzwoitego zdjęcia.
Czas mija, wokół krzątają się łyski i krzyżówki oraz zaczynają powietrzne koncerty Czajki. Słychać głosy kolejnych Łęczaków ale ptaków nie widać lub przelatują omijając nas szerokim łukiem.


Robi się coraz jaśniej i w końcu na przeciwległym brzegu dostrzegamy stado Łęczaków. Ja już wyobrażam sobie, że za chwilę podlecą do nas i zaczną spokojnie żerować pozwalając się fotografować - niestety nic takiego się nie dzieje.
Wręcz przeciwnie, są bardzo nieufne - latają to w prawo to w lewo lecz nie na wprost do nas.


W końcu po siódmej stado ląduje przed nami, ptaki wydają się być na wyciągniecie ręki, więc pełen pozytywnych emocji czekam w bezruchu aż ich czujność osłabnie.
Z łęczakami tak już jest - przylatują i przez pierwsze minuty są bardzo czujne i niepokoi ich prawie wszystko. Po upewnieniu się, że są bezpieczne można robić do woli zdjęcia a ewentualne ruchy obiektywem raczej im nie przeszkadzają.
Niestety ten moment nie nadchodzi, nie wiem nawet czy ptaki wytrzymały 30 sekund i odleciały:(
Został jeden osobnik, jakby zapomniał, że powinien polecieć za kolegami:)
Pozostaje z nami przez około 4 minuty pozwalając się fotografować po czym odlatuje w kierunku swoich towarzyszy.

Czas mija i zaczynam trochę się martwić o dzisiejszy wypad - ptakom coś nie pasuje i nie wiem dlaczego mimo wielu przelotów nad nami nie lądują "we wskazanym miejscu" :(

Mgła się podnosi a słońce pięknie oświetla małą łachę która w stosunku do mojego obiektywu znajduje się o 45 stopni na lewo. Nudząc się patrze bezmyślnie na nią i nagle własnym oczom nie wierzę !!!!!
Przede mną, w odległości 3-4m, stoi w całej okazałości przepiękny Krwawodziób !!!
Jeszcze nigdy z tak bliska nie widziałem tego ptaka! Po wylądowaniu zaczyna donośnie krzyczeć jakby chciał wszystkim w okolicy powiedzieć, że to on tu rządzi. Krzycząc unosi tak wysoko skrzydła, że promienie najwspanialszego słońca dodają tej chwili nieziemskiego efektu.
Leże w bezruchu i wiem, że nie mogę nic zrobić, jestem bezradny a to on jest królem.
Patrząc na tą scenę która rozgrywa się cały czas przede mną wiem, że w tej chwili gdybym był przygotowany (ustawiony obiektyw we właściwą stronę) mógłbym wykonać ZDJĘCIE MOJEGO ŻYCIA - Krwawodziób muskany złotymi promieniami porannego słońca które podkreślają jego najdrobniejsze szczegóły oraz jego postawa, uniesione wysoko skrzydła i wydobywający się z gardła krzyk tworzą dynamiczną, magiczną scenę w odjazdowym klimacie.
Patrzę i tylko patrzę i gdy teraz to piszę to trudno mi określić ile to wszystko trwało, może z 5 minut?
Odlatuje a ja wiem, że jeszcze nigdy w życiu fotografa tak bardzo nie zmarnowałem szansy która może się już nigdy w życiu nie powtórzyć.


Mija czas i jeszcze raz na kilka sekund odwiedza nas stado Łęczaków mówiąc nam nie macie czego tu szukać, dziś i tak więcej zdjęć nam nie zrobicie.

Wracamy do domu, w końcu jutro też jest dzień...


I był... kolejnym dniem...a raczej klapą jeszcze większą od poprzedniego dnia. Nie tylko ptaki nas nie odwiedzały ale i pogoda się na nas obraziła.

Podsumowanie
Porażka...dzień drugi.

wtorek, 3 maja 2011

Rozpoczęcie sezonu ? (02.05.2011)


Już od dłuższego czasu chciałem rozpocząć letni sezon fotograficzny lecz wiele przeciwności losu mi to uniemożliwiało. Nawet teraz kolejna awaria samochodu zniszczyła wszystkie plany.


Wkurzyłem się i mimo wszystko postanowiłem w teren pojechać autobusem do czatowni Mariusza.

Odjazd 5:00 rano (za późno ale nie ma wcześniejszego) i od razu klops:(.... mimo informacji na stronie internetowej autobusy nie jeżdżą dziś jak w dni pracujące!
Powoduje to pół godzinne opóźnienie i w końcu jadę, teraz tylko przesiadka w połowie drogi i ..... znowu klops, rozmijam się z kolejnym autobusem i muszę czekać na kolejny pół godziny.

W końcu dojeżdżam na miejsce i jest 7 rano :( !!!!!

W czatowni oczywiście spokój, zero ptaków, poziom wody strasznie niski więc po 30 minutach wychodzę zrobić mały rekonesans.
Okazuję się, że tak jak wspominał Mariusz, ptaki przeniosły się na małe rozlewisko po przeciwnej stronie drogi.

I są, Łęczaki,Bataliony, Krzyżówki, Płaskonosy :)

Znajduję sobie w miarę suchą łachę z której mam zamiar w najbliższy weekend fotografować i wracam na przystanek w ponowną 2 godzinną podróż do domu.