niedziela, 24 lutego 2013

Warunki trudne...ale było warto! (24.02.2013)


Jest tak ciemno, że nie widzę kompletnie nic siedząc w czatowni w tę niedzielę, która zapowiada się nieciekawie. 
Przyjechałem na miejsce w deszczu, temperatura dodatnia a śnieg trudno nazwać śniegiem, to raczej jakaś breja, która lada dzień stopnieje całkowicie. 

Czy ptaki przylecą? Czy warunki pogodowe je nie odstraszą? Czy mój sprzęt "da radę"? Wysokie iso, krótkie czasy...rewelacji chyba nie będzie... Te i inne pytania krążyły po mojej głowie i nie dawały mi spokoju.

Poprawy pogody nie widać...deszcz nadal zacina a w czatowni powoli zaczynam widzieć kontury przedmiotów...robi się coraz jaśniej i gdy po raz kolejny patrzę przez "lufcik" dostrzegam na pobliskim drzewie myszołowa...od razu uśmiecham się do siebie, zresztą nie mam do kogo ponieważ nikt z kolegów nie wybrał się na wypad a zaproszony Ptoq z Małopolski nie przyjechał.
Nie mija 5 minut gdy ptak zlatuje z drzewa i ląduje przed czatownia lecz na zdjęcia jeszcze za wcześnie (6:45). 
Zaledwie przyleciał a już z oddali słychać kolejnego, który nadlatuje i zajmuje jego miejsce. Zajęcie miejsca jest raczej chwilowe, może trwa z 15 sekund i nowo przybyły ptak oddala się na bok i zaczyna dziwacznie kwiczeć czekając na swoją kolej aby się najeść. 

Po wykonaniu kilka zdjęć nowego osobnika słyszę kolejnego, to już trzeciego, który z impetem spada przed czatownie i płoszy tego, który do tej pory się posilał. 

Nowo przybyły wygląda na młodego, "jurnego" osobnika o jaśniejszym upierzeniu. Rozgląda się kilkakrotnie po czym zaczyna spokojnie jeść. Tymczasem osobnik, który do tej pory stał z boku zaczyna powoli dreptać w stronę nowo przybyłego. 

Na początek mała sprzeczka a raczej demonstracja siły, dzięki której oboje w zgodzie zabierają się za kurczaki :)

Przyglądam się im bacznie gdy nagle, zupełnie niespodziewanie zrywają się przestraszone. W pierwszej chwili myślę, że może ja coś zrobiłem gdy wtem z lewej strony podchodzi przemoknięty lis. Jest piękny,  bezszelestny i szybko zbliża się do kurczaków. Próbuję zrobić zdjęcie lecz okazuje się, że jest za blisko, nie mieści się w kadrze. Zmienia ogniskową a on dochodzi do miejsca moich śladów i automatycznie odskakuje wyczuwając mój zapach. Ja walczę z obiektywem o on robi jeszcze jedno podejście lecz mój zapach go odstrasza i nie pokazuje się już więcej. 4 zdjęcia, które w pośpiechu udało mi się zrobić nadają się jedynie  jako dokument i jedno z nich przedstawiam poniżej.

Następuje cisza, lisa brak, ptaki się gdzieś rozpierzchły...spokojnie czekam czy coś się jeszcze wydarzy, czy ktoś mnie odwiedzi?

Na moje szczęście po 10 minutach ląduje pierwszy osobnik ale nie siada przy mięsie tylko na najwyższym "patyku" i obserwuje okolice. Upewnia się, że lis odszedł daleko i dopiero zlatuje do posiłku. To jeden z ptaków, który już był wcześniej. Obserwuje go i nagle rozkłada majestatycznie skrzydła, aby tym gestem odstraszyć nadlatującego myszołowa. I to jakiego myszołowa...tak białego, że jeszcze takiego nigdy nie widziałem. Wiadomo, ze myszołowy mają różne ubarwienie ale przeważają osobniki ciemne lub kontrastowe. Białe są rzadziej spotykane i właśnie taki mi się trafił. 

Akcja się zagęszcza, dwójka (biały i ciemny) je, gdy przelatuje kolejny ptak i siada na gałęzi obok czekając na swoją kolej, po chwili kolejny zlatuję. Nawet nie wiem kiedy a jest już ich 4.



Z czterech jeden zbliża się do jedzenia a w międzyczasie pod budę nadlatują kolejne dwa. Nie pamiętam abym miał kiedyś na raz aż 6 osobników!!! Jestem niesamowicie podekscytowany i w zasadzie nie mogę się zdecydować na którym osobniku się skupić.
W tym momencie jeden z 4 oczekujących na jedzenie nie wytrzymuje i atakuje przepędzając jednego. 

Atakuje również "białasa" ale ten się nie daje pomimo tego, że wygląda na najsłabszego. W ogóle wygląda jak zmokła kura w porównaniu z resztą ale za to nadrabia walecznością.



Po jakim czasie następują kolejne roszady wśród myszołowów lecz tylko biały zachowuję swoją pozycję stawiając zacięty opór przy każdej próbie ataku na jego osobie


.
Mija sporo czasu i ptaki najedzone kolejno odlatują a przed czatownią pojawiają się krukowate a dokładniej wrony siwe, których się w ogóle nie spodziewałem. Odkąd jeżdżę zimą fotografować ptaki do tej pory nigdy ich nie spotykałem.
Oczywiście jak to krukowate (bardzo inteligentne) są bardzo ostrożne. Pojawiają się, łapią kilka kęsów i szybko znikają, po czym powtórka i tak w kółko. Dobrze, że z każdym kolejnym przylotem są spokojniejsze i mniej płochliwe lecz czują respekt przed myszołowami i chodzą wokół nich próbując od czasu do czasu poderwać jakiś kawałek mięsa.
Poniżej kilka zdjęć Wron siwych.





W międzyczasie ostatni myszołów zachowuje się jak na typowym lotnisku....siada na "pasie startowym" i przygotowuje się do startu - suszy przed odlotem skrzydła przez ponad 40 minut i odlatuje. 


Zostają pojedyncze ptaki krukowate. Emocje, które pobudzały mnie przez ostanie godziny powoli opadają a ja w końcu wyciągam termos i piję zasłużoną herbatę rozmyślając nad tym co się wydarzyło i przeglądając w aparacie zdjęcia.

Zbliżam głowę do lufcika i widzę, że przed czatownie ląduje myszołów ale.....nie, nie możliwe, to nie myszołów to sam BIELIK!!!!! Totalnie mnie zaskakuje, masakruje...wiem, że w tej chwili nie działam racjonalnie, raczej myślę tylko o sobie bo chcę zrobić mu jakiekolwiek zdjęcie. Przez głowę przechodzą w ułamku sekundy informacje o ustawieniach aparatu. Wiem, że mam ustawioną ogniskową 200 mm bo próbowałem uchwycić wrony w locie, lecz jej nie zmieniam. Może o centymetr przesuwam obiektyw, zmieniam w ułamku sekundy pole autofokusu i robię jedno zdjęcie. 


Kluczowe zdjęcie jak się okazuje ponieważ zauważam, że mam niedoświetlone zdjęcie i robię korekcje ekspozycji gdy w tym czasie Bielik wzbija się w powietrze i odlatuje na pobliskie drzewo. Moje serce wali jak szalone, analizuję co się stało i nie mogę w to uwierzyć, Bielik lądujący przed czatownią?! Czekałem na to przez ostatnie trzy lata i w końcu marzenie się spełniło! No może nie tak jak bym do końca chciał ale jednak. Sprawdzam kilkakrotnie aparat czy na pewno na zdjęciu jest Bielik!
Sprawdzam drzewo, Bielik siedzi dokładnie naprzeciwko czatowni i wpatruję się w nią, tak jakby sprawdzał  / upewniał się, że na pewno jest bezpiecznie. Ja nabuzowany czekam niecierpliwie co zrobi, w zasadzie proszę go aby tu wylądował i nagle....wystrzał gdzie w pobliżu, prawdopodobnie z broni palnej...kolejny wystrzał i zarówno Bielik jak i inne ptaki wystraszone zrywają się do lotu i odlatują...cała nadzieja, że jeszcze tu wyląduje pryska jak mydlana bańka.

Po jakimś czasie wraca jeszcze kilka wron a wśród nich Kruk, kolejny wymarzony przeze mnie gatunek. 


Jak się można domyślić nie jest mi dane się nim nacieszyć. Znika równie szybko jak się pojawił ale po tulu wrażeniach jestem niesamowicie zadowolony...a zdjęcie Bielika?....nadal oglądam bo nie mogę uwierzyć w to spotkanie!


Zbliża się południe i ptaki znikają a ja razem z nimi...wracam do domu...