sobota, 14 sierpnia 2010

Rędzin 17.07.2010



Nie mogę zasnąć....przewracam się z boku na bok bo wiem, że już za chwile wybije godzina 2:00. Wtedy z moim kolegą Ptoq-iem wybierzemy się na "Bezkrwawe łowy".


Ptoq: to mój dobry przyjaciel którego znam już dobre czternaście lat. Kolega z którym przeżyłem mnóstwo ciekawych przygód związanych z wyprawami, górami, fotografią itd. Poznałem go w liceum biologiczno - ekologicznym i okazało się że, ma podobne zainteresowania jak i ja a więc, szeroko pojęta przyroda, natura a przede wszystkim obcowanie z nią.
Samą ornitologią zaraziłem się właśnie od Ptoq-a a kulminacją była wycieczka do Lasów Radłowskich w pierwszej klasie LO z przewodnikiem Krzysztofem Majką i tamtejszym leśnikiem Markiem Zabawą. Wycieczkę pamiętam do tej pory i myślę, że była kluczowa gdyż pokazała mi to co stało się najważniejsze w moim życiu poza moją rodziną.

Tak po krótce, najpierw wyszedłem w teren z lornetką i przewodnikiem o ptakach, później wstąpiłem do OTOP (Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków), następnie do MTO (Małopolskie Towarzystwo Ornitologiczne) gdzie aktywnie uczestniczyłem w zbieraniu informacji o ptakach zamieszkujących mój rejon poprzez ich liczenia w wielu akcjach tego towarzystwa. Dzięki wielu podobnym wolontariuszom takim jak Ptoq i ja została wydana książka pt. "Ptaki zimujące Małopolski". W międzyczasie wstąpiłem do KOO (Komitetu Ochrony Orłów) z uwagi na fakt, że ptaki drapieżne darzę wyjątkowym sentymentem.
Działając aktywnie jako wolontariusz w końcu wyciągnąłem z szafy mojego brata Zenita 12XP - na tamte lata byłą to wyjątkowa lustrzanka analogowa. Oczywiście Ptoq miał również taką lustrzankę. Rozpoczął się "wyścig zbrojeń" w którym wygrywał Ptoq. Polegał on na zdobywaniu coraz lepszego osprzętu fotograficznego do naszych zenitów.
Patrząc z perspektywy lat myślę, że rywalizowaliśmy ze sobą pod względem wykonanych zdjęć i sprzętu. Z wiekiem rywalizacja przerodziła się we wspieranie się i napędzaniu do dalszych działań.
Oczywiście po drodze było setki innych przygód i fascynacji o których można by napisać niejedną książkę lecz w tym blogu nie czas na to.
W każdym razie, naszym wyjątkowym miejscem były Lasy Radłowskie gdzie spędzaliśmy z Ptoq-iem każde wakacje i wiele weekendów w ciągu całego roku robiąc zdjęcia fascynujących nas ptaków, owadów, widoczków czy innych scen. Każdy wypad był wyjątkowy i do tej pory posiadam setki zdjęć z tego okresu.

Nasze drogi niestety się rozeszły gdy po studiach przeprowadziłem się do Wrocławia i niestety odłożyłem fotografię na dalszy plan. To najsmutniejszy okres w moim życiu....do tej pory zastanawiam się dlaczego tak postąpiłem...w każdym razie do powrotu do fotografii przyczyniła się Bernadeta....to dzięki niej kupiłem swoją pierwszą lustrzankę cyfrową a po tym powrót do fotografii nastąpił błyskawicznie....ale wracając do Ptoq-a, znamy się do dziś i odwiedzamy organizując wypady plenerowe takie jak dzisiejsza wyprawa.

2:15 jesteśmy już przy samochodzie...2:40 jesteśmy na Rędzinie....a od 2:55 rozpoczyna się droga do dzień wcześniej przygotowanych miejsc (czatowni) pokonując wysokie trzciny, skacząc z całym ekwipunkiem przez szeroki rów wypełniony "wodą" i jesteśmy na miejscu. Ptoq kładzie się na palecie i przykrywa siatką a ja podpływam pod trzciny i czekam na zbliżający się świt.


Gdy zaczyna się robić coraz jaśniej pojawiają się ptaki na wysepce na której na jednym końcu leży Ptoq a ja podpływam do niej wraz ze słońcem. Wpierw przylatuje Łęczak, następnie Kszyk i Samotnik. Ja staram się podpływać powoli natomiast Ptoq prawdopodobnie już strzela seriami.
W pewnej chwili robi się na wysepce naprawdę ciasno gdyż przylatuje około 20 Łęczaków. Niestety nie zagrzewają miejsca i po niecałej minucie już ich nie ma, zostają natomiast dwa małe ptaki które w pierwszej chwili przypominają mi pliszki siwe. Ptoq w smsie informuje mnie, że to biegusy których żaden z nas jeszcze nigdy nie widział. To pierwsze spotkanie zmieniło całe moje wyobrażenie o tych ptakach. Zawsze wydawało mi się, że będą one wielkości przynajmniej Łęczaków (dla porównania Łęczak jest wielkości szpaka z tym że na długich nogach) a tu okazuje się, że to taka 1/4 Łęczaka a więc naprawdę małe ptaki.
Po przeanalizowaniu przewodnika w domu okazuje się, że to Biegusy Małe.
Niestety nie udało się podpłynąć tak blisko aby wykonać im dobre zdjęcie. W międzyczasie przylatuje czajka ale również nie zabawia zbyt długo. Czas mija a ja fotografuje Łęczaki cały czas powoli zbliżając się do nich.


W międzyczasie zauważam, że Ptoq niedokładnie się zamaskował i wstaje mu kawałek niebieskiej karimaty spod siatki co może odstraszać ptaki, tak więc jak najszybciej wysyłam mu sms-a z tą informacją.

Chwile później okazuje się, że w zasadzie na wysepce pozostał jeden Łęczak....gdzie reszta ptaków? Pewnie siedzi na drugiej części zbiornika. Myśle sobie, że skoro Ptoq zrobił prawie 400km jadąc do mnie a ptaki nie za bardzo dopisują, to wypłynę na otwartą przestrzeń i może ptaki przylecą na wysepkę przy Ptoq-u. Wyruszyłem i rzeczywiście, Czajki oraz brodźce pojawiły się przed Ptoq-iem. Zadowolony ze swojego osiągnięcia i pełen nadziei na dobre zdjęcia Ptoq-a postanowiłem poczekać i nie wracać w tamtą stronę aby nie niepokoić ptaków.


Czekając zastanawiam się co ze sobą zrobić...obracam się wokół własnej osi i zauważam na zupełnej innej wyspie grupę Łęczaków a jak wiadomo Łęczaków na zdjęciach nigdy za wiele:) Niewiele myśląc powoli podpływam...o dziwo ptaki są dość spokojne i moje skradanie niewiele je interesuje.
Podpływam i okazuje się, że jest tu istne ELDORADO...Łęczaki, Samotniki, Biegus Mały i młode Krwawodzioby.


Trudno mi teraz opisać całe to zdarzenie ale jedyne co pamiętam to ciągły trzask migawki, krok na przód by bliżej podejść, znowu migawka a później tylko ból rąk szyi, karku i oczu od ciągłego wpatrywania się w wizjer. W końcu się wycofuje zostawiając ptaki i próbuje wyjść z czatowni....niestety zdrętwiałe nogi nie ułatwiają tego i o mały włos nie wpadam do wody.


Zadowoleni wracamy do domu :)

Mama nadzieję że, niebawem znowu razem wyruszymy na wyprawę.

1 komentarz:

  1. Eh, że też nie mogłem Wam wtedy towarzyszyć :( Po zdjęciach i opisie widać, że wyprawa była naprawdę udana. Sporo gatunków, świetne światło i towarzystwo :) Normalnie zazdroszczę.

    Mam nadzieję, że w tym tygodniu uda nam się wyskoczyć na chociaż jeden wschód słońca. I nic więcej nie mówię na ten temat, tak na wszelki wypadek, żeby nie wykrakać ;)

    OdpowiedzUsuń