niedziela, 8 maja 2011

Początki są trudne :) (07-08.05.2011)

Nakręcony poprzednim wypadem który zapowiadał ptasie eldorado zadzwoniłem po kumpla Ptoq-a i wybraliśmy się z piątku na sobotę (3:45 pobudka) na z góry upatrzone pozycje w terenie.

4:00 wyjeżdzamy, bezchmurne, gwieździste niebo zapowiada super pogodę. Na miejscu unosi się nutka mgiełki tworząc niewyobrażalny klimat.
Zasiadamy na naszych paletach, przykrywamy się kołderką z siatki maskującej i czekamy...


Pierwsze ptaki (Łęczaki) pojawiają się już po 5:00 lecz gęsta mgła nie pozwala na wykonanie choćby przyzwoitego zdjęcia.
Czas mija, wokół krzątają się łyski i krzyżówki oraz zaczynają powietrzne koncerty Czajki. Słychać głosy kolejnych Łęczaków ale ptaków nie widać lub przelatują omijając nas szerokim łukiem.


Robi się coraz jaśniej i w końcu na przeciwległym brzegu dostrzegamy stado Łęczaków. Ja już wyobrażam sobie, że za chwilę podlecą do nas i zaczną spokojnie żerować pozwalając się fotografować - niestety nic takiego się nie dzieje.
Wręcz przeciwnie, są bardzo nieufne - latają to w prawo to w lewo lecz nie na wprost do nas.


W końcu po siódmej stado ląduje przed nami, ptaki wydają się być na wyciągniecie ręki, więc pełen pozytywnych emocji czekam w bezruchu aż ich czujność osłabnie.
Z łęczakami tak już jest - przylatują i przez pierwsze minuty są bardzo czujne i niepokoi ich prawie wszystko. Po upewnieniu się, że są bezpieczne można robić do woli zdjęcia a ewentualne ruchy obiektywem raczej im nie przeszkadzają.
Niestety ten moment nie nadchodzi, nie wiem nawet czy ptaki wytrzymały 30 sekund i odleciały:(
Został jeden osobnik, jakby zapomniał, że powinien polecieć za kolegami:)
Pozostaje z nami przez około 4 minuty pozwalając się fotografować po czym odlatuje w kierunku swoich towarzyszy.

Czas mija i zaczynam trochę się martwić o dzisiejszy wypad - ptakom coś nie pasuje i nie wiem dlaczego mimo wielu przelotów nad nami nie lądują "we wskazanym miejscu" :(

Mgła się podnosi a słońce pięknie oświetla małą łachę która w stosunku do mojego obiektywu znajduje się o 45 stopni na lewo. Nudząc się patrze bezmyślnie na nią i nagle własnym oczom nie wierzę !!!!!
Przede mną, w odległości 3-4m, stoi w całej okazałości przepiękny Krwawodziób !!!
Jeszcze nigdy z tak bliska nie widziałem tego ptaka! Po wylądowaniu zaczyna donośnie krzyczeć jakby chciał wszystkim w okolicy powiedzieć, że to on tu rządzi. Krzycząc unosi tak wysoko skrzydła, że promienie najwspanialszego słońca dodają tej chwili nieziemskiego efektu.
Leże w bezruchu i wiem, że nie mogę nic zrobić, jestem bezradny a to on jest królem.
Patrząc na tą scenę która rozgrywa się cały czas przede mną wiem, że w tej chwili gdybym był przygotowany (ustawiony obiektyw we właściwą stronę) mógłbym wykonać ZDJĘCIE MOJEGO ŻYCIA - Krwawodziób muskany złotymi promieniami porannego słońca które podkreślają jego najdrobniejsze szczegóły oraz jego postawa, uniesione wysoko skrzydła i wydobywający się z gardła krzyk tworzą dynamiczną, magiczną scenę w odjazdowym klimacie.
Patrzę i tylko patrzę i gdy teraz to piszę to trudno mi określić ile to wszystko trwało, może z 5 minut?
Odlatuje a ja wiem, że jeszcze nigdy w życiu fotografa tak bardzo nie zmarnowałem szansy która może się już nigdy w życiu nie powtórzyć.


Mija czas i jeszcze raz na kilka sekund odwiedza nas stado Łęczaków mówiąc nam nie macie czego tu szukać, dziś i tak więcej zdjęć nam nie zrobicie.

Wracamy do domu, w końcu jutro też jest dzień...


I był... kolejnym dniem...a raczej klapą jeszcze większą od poprzedniego dnia. Nie tylko ptaki nas nie odwiedzały ale i pogoda się na nas obraziła.

Podsumowanie
Porażka...dzień drugi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz