niedziela, 10 lipca 2011

Znowu pod górę...(23.06.2011)


Wyprawa rozpoczęła się dzień wcześniej ponieważ od ostatniego czasu minęło sporo czasu i nie wiedziałem w jakim stanie jest moja buda jak i jaki jest poziom wody. Na miejscu spotykam Mariusza i Mateusza którzy również chcą wybrać się na jutrzejsze foto-łowy.


Zabieram się za szukanie mojej "łodzi" i ucieszony znajduję ją przy samym brzegu od którego rozpocząłem poszukiwania. Niestety moja radość szybko przemienia się w złość i frustrację :( Ktoś zabrał siatkę maskującą z mojej czatowni pozostawiając samą konstrukcję z brezentową plandeką w kolorze khaki. Do tego jeszcze konstrukcja jest połamana lub jej brakuje :(

Koledzy wybierają się na poszukiwanie dogodnych miejsc do fotografowania a ja rozpoczynam rekonstrukcję i montuje wzmocnienia w mojej tratwie.
Po godzinie szkielet naprawiony więc zostaje tylko nałożyć plandekę...i tu kolejna tragedia, nie wziąłem odpowiedniego narzędzia (druta). Wykonuje prowizorkę za pomocą taśmy montażowej i modle się o brak wiatru jutrzejszego dnia.

Rano a w zasadzie w nocy 3:30 zabieram Mariusza i udajemy się na miejsce zasiadki. Po tak długiej przerwie w mojej pływającej czatowni nieswojo się w niej czuje. Mało miejsca, niewygodna pozycja, bez siatki maskującej...może za dużo narzekam ale czuje się w niej okropnie. i Do tego jeszcze co chwile dostaje podmuchami wiatru które powodują, że brezentowa plandeka szeleści :(

Pierwsze co udaje mi się zobaczyć w ciemnościach to ptak którego do tej pory nie mogę zidentyfikować. Próbuje do niego podpłynąć lecz bez sukcesu. Prawdopodobnie odstrasza go moja czatowania...choć inne ptaki pozostają.


Ptaki powoli się zlatują, pojawił się Samotnik, Krwawodziób i para Płaskonosów są też Cyraneczki (takie małe kaczki) lecz wszystko daleko...
Nagle przede mną ląduje kilka Mew (Mewa śmieszka) i to nim poświęcam kilka zdjęć w promieniach wschodzącego słońca.


Zaledwie zrobiłem kilka zdjęć Mewą gdy przesuwając aparat w prawo nagle kadr przesłania mi coś kolorowego...to Ohar, kaczka sporych rozmiarów którą widziałem tu rok temu. Okazuje się, że jest ich 3 i nic sobie nie robiąc z mojej czatowni przechodzą przednią w zupełnym spokoju. Kręcą się przede mną, czyszczą, żerują itp. Przepływająca obok Cyraneczka wygląda jak liliput przy Oharze:)
Niestety zbyt słabe światło a co za tym idzie wysokie ISO nie pozwala na wykonanie zadowalającego zdjęcia.


Ohary w końcu gdzieś znikają zostawiając mnie z Czajkami które tak jak pogoda nie mają zamiaru współpracować i w trakcie mojego zbliżania się do nich odlatują.

Pozostaje przez chwilę sam, zastanawiam się co dzieje się u Mariusza, czy też mu ptaki dopisują? Przy okazji uświadamiam sobie, że telefon zostawiłem w aucie i nie mam z nim kontaktu. Często informujemy się sms-em gdzie są ptaki lub w którą stronę się przemieszczają.


Czekając tak przed wysepką zauważam wystające oko z żółtą obwódką - to sieweczka rzeczna której nigdy jeszcze nie fotografowałem więc zabieram się do dzieła. Sieweczki okazują się bardzo szybkie i zwinne jak na ptaki które mają ok 15cm (dla przykładu szpak ma 23cm)długości stąd aby wykonać w miarę przyzwoite zdjęcie trzeba podpłynąć naprawdę blisko. Dodatkowo Sieweczki mają dość odległy dystans ucieczki w porównaniu z innymi ptakami o podobnych wielkościach.






Spędzam chyba z godzinę robiąc im zdjęcia gdy przede mną ląduje Łęczak, rozgląda się i oczywiście drepta w przeciwnym kierunku niż moja czatownia.


Znowu zabieram się za sieweczki gdy nagle Łęczak zawraca i idzie w moim kierunku.


Jest już naprawdę blisko tak, że nie mieści mi się w moim kadrze lecz nie robię zdjęć aby go nie niepokoić. Znowu zawraca i zatrzymuje się przede mną i zaczyna poranną toaletę - myje się pod pachami:) Później zaczyna żerować i mam wtedy sporo czasu na wykonanie kilku udanych ujęć.





Na koniec spotykam ropuchę zieloną na której przez całą wyprawę leżał Mariusz :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz