poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Rędzin 29.08.2010



Jeszcze dzień wcześniej myślałem, że początek tej wyprawy będzie taki jak każdej innej a jednak mnie zupełnie zaskoczył.
Najpierw zgubiłem dwie karty (ale to okazało się wieczorem przed wyjazdem), rano pobudka i uświadomienie sobie, że nie zgrałem zdjęć z kart więc szybko uruchamiam notebooka i ups...rozładowany. Najciszej jak potrafię wyciągam zasilacz starając się nie budzić rodziny i kopiuje zdjęcia. Następnie zadowolony wskakuje do samochodu, zgarniam Mariusza i już jesteśmy na miejscu. Wysiadam z samochodu, chce zacząć się przebierać i...k###a nie ma spodniobutów. W jednej chwili widzę obraz balkonu i leżące tam spodniobuty. Ułamek sekundy zastanowienia i już jedziemy z powrotem do mojego mieszkania po brakujące ubranie bez którego nie ma co się wybierać. Pędzimy ile fabryka dała ale i tak tracimy godzinę czasu na tą "operację".

W końcu zasiadamy na swoich miejscach lecz ptaków w zasadzie nie ma:(
Czekamy i czekamy a ptaków nadal nie tylko nie widać ale i nie słychać. Zaczynam wątpić i płynę zobaczyć co się dzieje w innych częściach zbiornika. Pływam tak sobie i pływam gdy zauważam samotnego Łęczaka w oddali. Na nieszczęście zaczyna padać ale nie przejmuje się tym, jedynie zastanawiam jak wytrzyma to Mariusz leżący na palecie.

Płynę do Łęczaka lecz im bliżej jest tym bardziej nie pasuje mi na Łęczaka i okazuje się, że to Kwokacz. Płynę i płynę i nagle koło samotnego Kwokacza ląduje stado brodzców podnosząc moją adrenalinę. Zauważam wśród tych ptaków trzy niezidentyfikowane osobniki, prawdopodobnie gatunek którego jeszcze nie widziałem a tym bardziej nie fotografowałem.
Analizuje sytuację i zaczynam spokojne, powolne podpływanie z nadzieją, że uda mi się zbliżyć do ptaków.


Na przeciw mnie wychodzi mały komitet powitalny w osobie Kwokacza który spokojnie żerując zmierza w moim kierunku. Delikatnie manewruje "tratwą" aby uzyskać jak najlepsze światło i wykonuje wiele serii zdjęć Kwokacza.
Niestety jak się w domu okazuje zdjęcia są zbyt słabe jakościowo z uwagi na kiepskie światło.


Nadal robię zdjęcia gdy moi "trzej amigos" zrywają się wraz z bandą Łęczaków pozostawiając na polu walki jedynie Kwokacza. Przez chwilę zaczynam się obwiniać za zbyt szybkie podpływanie i spłoszenie takich okazów lecz na szczęście okazuje się, że to przelatujący Błotniak chciał na nie zapolować.


Skupiam się na maszerującym przede mną Kwokaczu i wykonuje zdjęcia.
Czas mija, deszcz to pada to przestaje i w końcu ponownie przylatują Łęczaki wraz z Biegusami zmiennymi. Dodatkowo pojawia się Kszyk oraz Piskliwy ale oba gatunki nie chcą współpracować tak więc skupiam się na Łęczakach i Biegusach.
Fotografuje tak szybko jak tylko na to sprzęt pozwala gdyż wiem, że nie wiadomo kiedy nadarzy się kolejna okazja na spotkanie takich gatunków.

Ponownie ptaki coś płoszy więc wysyłam sms-a do Mariusza, że płynę w jego kierunku lecz tak aby podpłynąć z naprzeciwka. Tu okazuje się, że Mariusz ma ptasie, gatunkowe eldorado i leży wśród Piskliwego, Kwokacza, Łęczaków, Kszyka i kto wie kogo jeszcze.


Zabieram się za zrobienie kilku zdjęć "od kuchni" i wychodzą one całkiem fajnie - jak widać na załączonych zdjęciach :)


Ptaki tak się do nas przyzwyczajają, że nie dość że podchodzą na 2m przed moją czatownie to dodatkowo mogłem z Mariuszem rozmawiać na głos!


Po chwili kończymy wypad i wracamy do domu.
Muszę dodać, że wyjątkowo zadowolony jest Mariusz ponieważ w ciągu ostatnich wypadów nie miał za bardzo szczęścia lub sam sobie potrafił wykrakać przyszłość. Myślę, że tym wypadem przełamał swoją pechową passę i teraz będzie tylko coraz lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz