sobota, 15 czerwca 2013

Niekończący się dzień - cz. 2 (15.06.2013)

Wieczór po powrocie z zasiadki na żołny, przeglądamy zdjęcia, kolacja i nie wiadomo kiedy robi się 23:00 a przecież o 1:45 trzeba wstać. Trochę ponad 2 godziny snu i znowu na nogach. Oczy się kleją, na autopilocie jakoś myję się, ubieram i jedziemy ciemną nocą...w pobliży miejsca docelowego widzimy gęsty dym, to palące się pobliskie wysypisko.

Jest całkowicie ciemno gdy jesteśmy na naszych pozycjach (Ptoq i ja), gwiazdy pięknie świecą a przez pobliskie pola, łąki, lasy przetacza się mgła. My jesteśmy ponad nią i mamy możliwość poobserwowania krajobrazu przykrytego białą kołderką. 
Ponieważ cierpię na niedobór snu to szybko zasypiam lecz budzę się co kilkanaście minut sprawdzając co dzieje się dookoła, czy słońce już wstało, czy żołny przyleciała. Momentami budzę się nerwowo z wrażeniem jakbym przespał kilka godzin, jakbym przegapił żołny ale na szczęście nic takiego się nie dzieje. To jakiś wewnętrzny zegar biologiczny budzi mnie co najwyżej po pół godzinie snu.

Wstaje słońce a znanych nam z wczorajszego dnia żołn nadal nie ma. Dopiero koło godziny 6 rano przylatują na drzewo daleko przed nami i o dziwo jest ich więcej niż wczoraj. Udało mi się naliczyć ich aż 6 sztuk. Czy są to 3 pary? Tego niestety nie udaje mi się ustalić ale skoro wcześniejszego dnia maksymalnie widziałem na raz 3 ptaki. Moja teoria jest taka, że trzy ptaki siedzą w swoich norkach (jeśli jeszcze nie wiecie żołny budują gniazdo na zasadzie głębokiej norki w ziemi gdzie składają jaja) na jajkach i tylko zmieniają się ze swoimi partnerami lub partnerzy przekazują im jedzenie w ciągu dnia.


Robi się coraz jaśniej i w końcu nasze żołny zaczynają latać i chyba żerować. To kolejna moja teoria dlaczego pojawiają się później niż inne ptaki. Dlatego, że tak duże owady jakimi żywią się żołny o poranku suszą swe skrzydła w pierwszych promieniach słońca i dopiero gdy są dobrze wysuszone po porannej rosie mogą latać, stad też żołny zaczynają polować później niż inne ptaki.

W każdym razie pojawiają się w końcu koło nas lecz siadają na zupełnie innej gałązce niż dzień wcześniej. Gałązce, którą z mojej perspektywy przysłaniają trawy. Na szczęście tak jest tylko na początku a później coraz częściej są na tej wymarzonej gałązce z której najlepiej pozują do moich zdjęć.
Mijają godziny z żołnami, robimy sporo zdjęć, obserwujemy ich śmieszne zachowanie i robimy sobie kolejne drzemki gdy ich nie ma.
Jedynym minusem dzisiejszej zasiadki jest światło, pracujemy prawie w kontrze, pod światło stąd kolory są zupełnie inne niż poprzedniego dnia.

Po dziewięciu godzinach leżenia, spaleni skwarem lejącym się z nieba postanawiamy zakończyć zasiadkę. Wstając nie czuje klatki piersiowej, brzucha, czuje się cały połamany po 9 godzinach leżenia w niewygodnej pozycji na skarpie, pozycji która nie jest płaska, pozycji w której głowa leci w dół nogi w dół a tyłek wysoko. Pozycji jakby mnie ktoś przerzucił przez wierzchołek góry.

Na koniec od Ptoq-a dostaje krótki filmik nakręcony przez niego i zamieszczam na dole posta pod zdjęciami.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz